Renata Wójcik
Nasi uczniowie już studiują… za granicą! Wywiad z Łukaszem Rossą, maturzystą z 2017 roku.
Do naszej szkoły w odwiedziny zawitał jeden z absolwentów liceum – Łukasz Rossa, który rok temu wyjechał na studia do Anglii. Od razu został przechwycony przez ekipę SchumTV, dzięki czemu możemy zaprezentować ten oto wywiad.
Łukaszu, kiedy ukończyłeś naszą szkołę? Na jakich przedmiotach skupiałeś się na maturze?
Łukasz Rossa: Szkołę ukończyłem rok temu, czyli był to 2017. Maturę pisałem z matematyki i angielskiego na poziomie rozszerzonym i w sumie skupiałem się najbardziej na matematyce, bo jest to przedmiot, do którego trzeba się naprawdę porządnie przyłożyć, aby się do niego przygotować, by go dostatecznie dobrze zdać.
Co wybrałeś po skończeniu liceum?
Ł: Po skończeniu liceum wybrałem architekturę i była to taka decyzja, nad którą myślałem od bardzo dawna. Miałem z tyłu głowy, że chcę iść w tę stronę już w gimnazjum, czyli naprawdę wcześnie i ostatecznie udało mi się to osiągnąć. Myślałem wtedy, że to jest to, to jest ten kierunek, który chcę studiować i wiem dziś, że dobrze wybrałem. Na początku liceum myślałem, że chcę studiować tu, w Warszawie na Politechnice, ale jednak wybrałem Anglię. Papiery złożyłem na obie uczelnie i udało mi się dostać do Wielkiej Brytanii. Myślę, że to był już taki pierwszy przemyślany cel, który osiągnąłem. Na szczęście.
Czy już w szkole podjąłeś jakieś kroki w tym kierunku?
Ł: Tak, podjąłem w liceum – od drugiej klasy chodziłem na rysunek techniczny. Wtedy jeszcze myślałem o zdawaniu tutaj, na Politechnikę. Tak też się zresztą stało – aplikowałem tu i na uczelnię w Anglii. Finalnie udało się tak, że dostałem się do Wielkiej Brytanii, z czego jestem bardzo zadowolony.
Czym kierowałeś się podejmując taką, a nie inną decyzję? Czy było wiele przeszkód, które musiałeś pokonać, aby osiągnąć swój cel?
Ł: Hm… czym się kierowałem? Myślę, że chciałem spróbować czegoś nowego, wiedziałem mniej więcej, jak wyglądają studia tu w Polsce, słyszałem też, że wygląda to trochę inaczej w Anglii. Tamtejsze studia wydają się bardziej przyszłościowe, przygotowują lepiej do zawodu. Dało mi to do myślenia, gdzie, co mogę osiągnąć w perspektywie mojego przyszłego zawodu. Myślę, że kierowałem się też trochę ciekawością, bo jestem osobą, która lubi wyzwania, która nie boi się podejmować ryzyka. Chęć odkrywania świata i podróżowania również była takim czynnikiem, który pchnął mnie do aplikacji na studia w Wielkiej Brytanii. Teraz, kończąc pierwszy rok uważam, że to była naprawdę dobra decyzja i faktycznie, tak jak myślałem, wszystko wygląda tam trochę inaczej, bo jednak na uczelni kładziony jest większy nacisk na doświadczenie, które przyda mi się później naprawdę w zawodzie, w życiu. A jeśli chodzi o barierę, to największą była bariera psychiczna, bo czymś niecodziennym jest studiowanie w obcym kraju, języku, kulturze przez tyle lat, w sumie trzy minimum, a jeszcze magisterium dwa lata, więc się sporo nazbiera. Ale myślę, że dzięki wsparciu rodziny, która pomagała pod każdym względem, na każdym kroku, udało mi się nie bać, a także to wszystko przezwyciężyć. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał się z tym zmierzyć, z tą rozłąką z domem, przyjaciółmi, Polską, ale miałem szczęście, że wspierano mnie i też mam jakieś samozaparcie w sobie, a jeśli mam jakieś cele i do nich dążę, zazwyczaj je osiągam – tak też się tym razem stało, pomimo tej bariery psychicznej, tego strachu przed wszystkim co nowe, co mnie spotka. Na szczęście ten szok, gdy pojechałem pod koniec września teraz już minął, bo już do końca zaaklimatyzowałem się, bo spotkałem naprawdę świetnych ludzi, zarówno nowych znajomych, czy też tutorów, którzy mnie uczą i którzy są naprawdę niesamowitymi ludźmi i to też daje mi takie uczucie, że dobrze trafiłem.
Jak sobie radzisz jako student, czy jesteś zadowolony z tego co robisz?
Ł: Tak, jestem bardzo zadowolony. Mój tydzień jest taki, że na uczelni spędzam tygodniowo czternaście godzin, to jest bardzo mało w porównaniu do Polski i jest tak, że w sumie kładzie się nacisk na pracę indywidualną, którą wykonuje się już po tych zajęciach obowiązkowych na uczelni, a na niej są wykłady i zajęcia z tutorami, którzy przekazują nam swoją wiedzę, której nie moglibyśmy w sumie od tak otrzymać. To jest bardzo fajne, że wykonują oni też swój zawód, dzięki czemu mamy od razu kontakt z prawdziwymi architektami, którymi też będziemy, jeśli się uda. Poza zajęciami mamy też zadania, które musimy wykonać na zaliczenie w międzyczasie czy też na przykład już na zaliczenia semestralne. Bardzo mi się to podoba, że nie trzymają nas bez sensu na zajęciach te parędziesiąt godzin tygodniowo na uczelni, tylko jest ich wystarczająco, byśmy się czegoś nauczyli od naszych tutorów, a później w domu czy też poza zajęciami robimy pracę na zaliczenie, w której do większości rzeczy musimy dojść sami. To ważne, bo będzie tak też w końcu w większości sytuacji w przyszłości, bo nikt nie da nam czegoś na tacy, tylko musimy w tym zawodzie, czy też ogólnie w życiu, do wszystkiego dojść sami. Myślę, że jest to taki mały zalążek tego, co będziemy robić w przyszłości. Oczywiście, na każdym etapie naszej pracy nad projektami możemy liczyć na pomoc tutorów, bo są naprawdę bardzo otwarci, pomogą na zajęciach, po, czy też drogą mailową. Jest to duży plus, że chcą, że są tam dla nas.
Czy mógłbyś opisać nam, jak wyglądają takie zadania?
Ł: Ogólnie jest tak, że w ciągu roku mam cztery moduły, tak jak przedmioty. Każdy jest inny, dwa w semestrze, dodatkowo na początku roku dostaliśmy listę ponad pięćdziesięciu przedmiotów, które mogliśmy sobie dobrać. Z tej listy mieliśmy wybrać jeden przedmiot pod nasze zainteresowania, który nas wzbogaci, nasze CV. Mogłem wybierać spośród naprawdę wielu przedmiotów, czy to z podstawy przedsiębiorczości czy bardziej ekonomii, programów komputerowych czy wielu języków obcych. Co roku jest taka możliwość, a z tych „normalnych” przedmiotów w pierwszym semestrze miałem historię architektury oraz coś, co można nazwać takim projektowym przedmiotem, w którym było pierwsze zadanie, bardziej proste, projektowe i nie chodziło tam o jakieś detale pod względem użytych materiałów czy wszystkich konstrukcji, ale o samo pokazanie nam, jak wygląda cały proces, od zaczęcia projektu do jego zakończenia. Mamy też bardzo często prezentacje naszych prac przed całym pierwszym rokiem architektury, co jest bardzo przydatne, gdyż uczymy się jak sobie poradzić ze stresem, który na pewno jest, gdy mówi się do ponad sześćdziesięciu osób, a my musimy im przecież wszystko jak najlepiej przedstawić i choć jest to trudne, to też bardzo ważne, bo nasza przyszła praca jako architekt tego wymaga. Musimy w końcu prezentować swoje projekty przed pewną grupą ludzi i to jest fajne, że na tym etapie, na pierwszym roku, pierwszym semestrze już się do tego przygotowujemy i dowiadujemy się, jak zrobić to jak najlepiej i jak sobie radzić ze stresem, by nas po prostu nie zjadł. A w drugim semestrze, czyli teraz mam przedmiot konstrukcja, technologia, środowisko i tu już mam projekt, w którym muszę zaprojektować dom, nie tylko rysunki techniczne, ale też „buduję” go od fundamentów do samego dachu i muszę podać, jakich materiałów używam, dlaczego takich, a nie innych oraz wszystkie inne techniczne szczegóły. Wiem, że jeszcze będę miał z tym sporo roboty, bo jednak dużo się z tym zejdzie, ale wiem też, że mnie to wiele nauczy. A drugim przedmiotem jest też przedmiot projektowy, ale bardziej rozbudowany, bo mam znacząco więcej wymogów, punktów, które muszę spełnić i tu też tak jak w tym pierwszym semestrze będzie w maju prezentacja finalna przed całym rokiem, kolejne stresy, ale tuż po ostatnich zaliczeniach nadejdą upragnione wakacje, bo już 11 maja kończę pierwszy rok studiów.
W jakim stopniu nasze liceum pomogło Ci osiągnąć cel?
Ł: Myślę, że gdybym nie był w tym liceum, to w ogóle bym nie pomyślał o studiach w Anglii. Pamiętam, jak jednego dnia przyszli do nas byli studenci uczelni w Wielkiej Brytanii, którzy chodzą po liceach i namawiają do studiów w całym tym kraju. Pod koniec swojej prezentacji dali ankiety zainteresowanym, których pamiętam było dość sporo, tak z połowa klasy. I w tej ankiecie podaliśmy swoje dane, co mniej więcej chcielibyśmy studiować. Po paru tygodniach każdy z nas dostał maila, w którym były podane uczelnie, gdzie są interesujące nas kierunki i ja byłem może jednym z niewielu, którzy podjęli dalsze kroki aplikacji. Potem pokierowano mnie, co i jak muszę zrobić, wytłumaczono proces i te wszystkie procedury. Myślę, że to dzięki temu liceum dostałem taką szansę, że to dlatego, że zaproszono tę grupę do naszej klasy, szkoły. Był to pierwszy taki czynnik, który sprawił, że pomyślałem, że to może być dla mnie i podjąłem decyzję, że chcę tam studiować. Pamiętam, że Pani Krzyszczuk mnie wspierała w tej wizji, całym tym procesie aplikacji. Pamiętam, że powiedziała, że podziwia mnie za taką decyzję i też dała mi takiego „kopa”, bo to okazało się ważne, że jeszcze ktoś poza rodziną tak we mnie wierzył.
Czy często wspominasz czasy szkoły średniej? Czy przytoczysz nam jakąś zabawną historię?
Ł: Oj, w sumie mam cały czas miłe wspomnienia związane z tą szkołą i zawsze, gdy spotykam się ze znajomymi, gdy jestem w Polsce na przerwie świątecznej coś wspominamy ze szkoły, po prostu wspominam ją naprawdę bardzo dobrze, a coś śmiesznego… jest całkiem sporo takich rzeczy, ale żeby się nikomu nie narazić to pamiętam, że na jednej lekcji, któraś Pani robiła porządki w swoich rzeczach i znalazła starą myszkę. Ja ją wziąłem i mieliśmy potem lekcje z Panią Krzyszczuk. I tę myszkę podłączyłem jej do komputera i ruszałem nią zawsze, gdy coś robiła i się tak dziwiła, że jej mina była bezcenna. Wiedziała, że coś się dzieje, ale nie wiedziała, co i też w sumie myszka leżała tam parę tygodni. Robiłem tak z każdym nauczycielem, z którym mieliśmy tam lekcje i nikt mnie nie przyłapał no i to było takie śmieszne… znaczy się było bardziej śmieszne na żywo, ale no cóż.
Ale ktoś Cię w końcu przyłapał?
Ł: Nie, jestem zbyt sprytny! Teraz już nikt mi nic nie zrobi, bo skończyłem szkołę i nie ma tu też tej myszki, bo jest u mnie w domu, więc… taka pamiątka.
No to teraz ostatnie pytanie! Czy z perspektywy studenta udzieliłbyś jakichś porad licealistom?
Ł: Myślę, że najważniejsza rada jest taka, żeby nie bać się swoich marzeń, celów, bo możemy zrobić wszystko, choć jest ta bariera, ale tylko w naszej głowie, przez którą myślimy, że nam się nie uda. Ja miałem takie wsparcie u znajomych, rodziny czy też Pani Krzyszczuk, że aż tak się nie bałem. Wiadomo był stres, strach przed nowym, ale z perspektywy czasu nie żałuję niczego. Wiem już, że będąc tam, jestem zdany sam na siebie, więc myślę też, że to była dobra lekcja dla mnie, jako już osoby dorosłej, stąpającej dość twardo po ziemi. To taka lekcja życiowa. Reasumując radzę, żeby się nie bać, bo to tylko od nas zależy jaką drogą pójdziemy i gdzie nią dojdziemy.
Bardzo dziękuję za pouczającą rozmowę.
Tak zakończyliśmy wywiad, a Łukasz ruszył w dalszą podróż po szkole, wspominając dawne, miejmy nadzieję, dobre czasy.
Asia Szafrańska kl. 1A