Renata Wójcik
Minął już ponad tydzień odkąd wróciliśmy z naszego wyjazdu integracyjnego, a wciąż nie przestajemy o nim rozmawiać. Cały czas wspominamy te trzy dni, dzięki którym lepiej się poznaliśmy, bardziej zżyliśmy, spędziliśmy ze sobą czas w bardziej ekstremalnych warunkach niż zwykle i mogę z całą pewnością stwierdzić, że wyszło nam to na dobre.
Rano, 16 września tego roku klasa 1B razem z Panem Arturem Kowalskim oraz Panem Andrzejem Kamińskim z Dworca Wschodniego wyruszyła w kierunku Pojezierza Mazurskiego, aby w końcu trafić do Iławy – miasta nad południowym krańcem jeziora Jeziorak. Oczywiście, nie obyło się bez niespodzianek już na samym początku naszej podróży. Oczekiwanie na Olę do ostatniej minuty odjazdu naszego pociągu skutecznie nas rozbudziło, choć najbardziej właśnie Olę, która razem z całym bagażem drogę z parkingu na peron przebyła sprintem.
Reszta podróży minęła nam spokojnie i tak, około godziny 11. byliśmy na miejscu. Na peronie przywitał nas pan Krzysztof – jeden z instruktorów, bo zapomniałam wspomnieć dlaczego właściwie wybraliśmy się akurat na Mazury – rzecz jasna, aby poznać na czym polega żeglarstwo. Po sprawdzeniu, czy na pewno wszyscy wysiedli z pociągu, ruszyliśmy w stronę Jezioraka, a przy okazji zobaczyliśmy część Iławy.
Gdy dotarliśmy do portu, gdzie cumowały nasze żaglówki, podzieliliśmy się na grupy, w których pływaliśmy i spaliśmy oraz poznaliśmy naszych sterników, z którymi mieliśmy spędzić większość nadchodzących trzech dni. Po rozpakowaniu naszych bagaży i krótkim teoretycznym instruktażu, co i jak na łódce, przyszła pora na obiad i wreszcie na praktykę. Odcumowaliśmy, wciągnęliśmy liny i tak, chwilę po tym sześć żaglówek ruszyło na północ, w kierunku Żabiego Rogu, gdzie mieliśmy cumować, spędzić wieczór i noc.
Pierwsze kilka godzin szkolenia żeglarskiego upłynęły nam bardzo ciekawie, nauczyliśmy się wielu przydatnych rzeczy, jak okazało się w kolejne dni. Po dopłynięciu na miejsce nie było czasu na odpoczynek, bo w końcu, ognisko samo się nie rozpali, a drewno na nie samo się nie nazbiera. Gdy już się ściemniło, gwiazdy pojawiły się na niebie, a płomienie wesoło tańczyły w ognisku, o które cały czas dbał Mikołaj, usiedliśmy i zaczęło się pieczenie kiełbasek. Wszystkiemu towarzyszyły dźwięki gitary i oczywiście, jak przystało na żeglarzy – szanty.
Rankiem przywitał nas cudowny wschód słońca, odbijający się od jeziora (śpiochy niech żałują!), wspólnie przygotowaliśmy i zjedliśmy polowe śniadanie i nie leniąc się, wszyscy zabraliśmy się za sprzątanie jachtów do konkursu czystości. Chyba po raz pierwszy sprzątanie sprawiło nam tyle frajdy i śmiechu.
Po odprawie, wypłynęliśmy w kierunku Siemian. Jako, że czwartek był wyjątkowo upalny, jak na wrześniowy dzień, woda lała się praktycznie cały czas, w szczególności na Wolnym Rynku. Nowe zastosowanie znaleźliśmy w wiadrach, które teoretycznie były przeznaczone do mycia pokładu, a nam służyły jako narzędzie walki między jachtowej. W momencie, kiedy dwie łódki mijały się w małej odległości od siebie, było wiadomo, co za chwilę się wydarzy i że oczywiście wszyscy będą mokrzy…
W Siemianach czekał na nas upragniony prysznic i ciepły obiad. Następnie udaliśmy się na wyspę Lipowiec, gdzie przez pewien czas, nieświadomi żartu naszych opiekunów szukaliśmy Biedronki, a następnie wzięliśmy udział w grze terenowej. Później, tak jak poprzedniego dnia zorganizowaliśmy ognisko i spędziliśmy tam sporo czasu przy akompaniamencie Szymona. Na koniec, gdy było już zupełnie ciemno, zgodnie z tradycją żeglarską ruszyliśmy w głąb wyspy na poszukiwanie dwóch grobów, ale żeby było ciekawiej, przed tym skonfiskowano wszystkie nasze latarki, więc szliśmy przez las, mając jedynie trzy pochodnie. Po dotarciu na miejsce poznaliśmy tragiczną historię dwojga zakochanych, rodem z dzieła Shakespeare’a i w melancholijnym nastroju wróciliśmy na łódek.
Trzeciego dnia, tak jak wcześniej przygotowaliśmy śniadanie, wyczyściliśmy nasze jachty na błysk i po ocenie naszej pracy odpłynęliśmy z powrotem w kierunku Iławy. Piątek był dniem regat, do których przystąpiły wszystkie załogi, a pogoda nam sprzyjała – było zimno, ale co najważniejsze wiało, więc adrenaliny nie zabrakło.
Po dopłynięciu do Iławy na zakończenie odbyło się wręczenie dyplomów i pucharu Królika – nagrody za wygraną regat, która przypadła załodze chłopaków – Mocarzowi. Następnie pożegnaliśmy się z naszymi instruktorami i ruszyliśmy z powrotem na pociąg, a później – do Warszawy.
Myślę, że dzięki tej wycieczce naprawdę zintegrowaliśmy się jako klasa, przy okazji zyskaliśmy nowe umiejętności. Wszystkim bardzo spodobało się żeglarstwo i mamy nadzieję, że była to pierwsza, ale nie ostatnia taka nasza wycieczka. Wierzę również, że i nasz Wychowawca poznał nas też od trochę innej strony – też dobrej. A nam wszystkim będzie się dobrze uczyło, bawiło i współpracowało przez najbliższe 3 lata.
Julia Kamińska kl. 1 B