Renata Wójcik
W sobotę odebrałam ze szkoły kartony i siatki z karmą, zabawkami oraz kocykami. Przewiozłam je z mamą na warszawską Pragę. Od progu przywitały nas wesolutkie, figlarne koty żywo zainteresowane pakunkami. Były bardzo ruchliwe, dlatego trudno było uchwycić je na zdjęciach. Maciuś wraz z siostrą przycupnęli na kartonach żądni pieszczot. W wieku około miesiąca, zostali znalezieni, w zaklejonym pudełku, opodal wiejskiej drogi. Teraz są bezpieczne i żyją spokojnie. Niektóre koty otaczały nas, inne trzymały się na dystans tak jak dorodny, ciemny kocur, który kiedyś zaklinował się w okienku piwnicznym i padł ofiarą wściekłego pobicia; inne koty nie przerywały zabaw. Niewzruszona naszą wizytą wydawała się kotka leżąca na poduszce. Patrzyła przed siebie i nasłuchiwała. Od upadku z okna jest niewidoma. Jej właściciel nie widział w tym nic złego, nie chciał udzielić jej pomocy. By przeżyć wymagała intensywnej opieki medycznej.
Osoba, która ugościła w swym mieszkaniu wiele potrzebujących zwierząt na przestrzeni kilkudziesięciu lat to Pani Ewa Krasuska, emerytowana nauczycielka, która pomaga kotom żyjącym na dworze w sposób skuteczny i kompleksowy, poświęcając swój czas, pieniądze i siły. Codziennie karmi 30 kotów z różnych części Pragi. Dzięki niej tysiące zwierząt uniknęło śmierci, głodu, przemocy, poniewierki. Niestety pokutuje wiele mitów dotyczących kotów miejskich. Wbrew obiegowym opiniom nie są one „dzikie” – należą do gatunku dawno udomowionego, nie są w stanie poradzić sobie bez opieki ludzi, potrzebują pożywienia, schronienia oraz humanitarnej kontroli ich populacji przez kastrację i sterylizację. Bez tych działań głodują, chorują, giną i szybko się rozmnażają.
Pani Ewa regularnie karmi je wartościowym pokarmem i leczy ponosząc bardzo duże koszty. Pokrywa je ze swojej skromnej emerytury oraz darów osób prywatnych i zbiórek. Tworzy miejsca, w których koty chronią się przed upałem i mrozem – styropianowe domki, które obecnie zamieszkują koty m.in. z Bródna i Cmentarza na Powązkach, w ostatnim roku około 60 (!). Pani Ewa organizuje też schludne, nieuciążliwe dla ludzi, miejsca dla kotów w piwnicach.
Wraz z przyjaciółmi dba o psy błąkające się na okolicznych ogródkach działkowych oraz zwierzęta, których właściciele zmarli. Pani Ewa w okresie zimowym karmi odpowiednim pokarmem także ptaki.
Bardzo ważną częścią jej działalności jest sterylizacja i kastracja. Pani Ewa dostarczyła na te zabiegi setki zwierząt – we współpracy z Fundacją Jokot, w ramach swoich funduszy oraz talonów wydawanych przez miasto. Dzięki tym prostym, bezbolesnym i bezpiecznym zabiegom kotki nie wydają na świat kociąt skazanych na poniewierkę i zimno, nie powiększa się ogromna bezdomność zwierząt (para kotów, kierowana instynktem, nie swoją wolą, może spłodzić nawet kilkanaście kociąt rocznie, które gdy dorosną będą rodzić własne kocięta itd., bez względu na swój stan zdrowia czy głód). Dzięki zabiegowi kastracji kocury nie znaczą terenu moczem o przykrym zapachu, nie są uciążliwe dla ludzkich sąsiadów, zmniejsza się niechęć wobec nich, nie wdają się w walki między sobą, podczas których zarażały się wzajemnie śmiertelnymi chorobami jak FIP, FIV czy FeLV. Po operacjach kotki i kocury wracają w miejsca swojego bytowania. Żyją dłużej, bezpieczniej, w lepszym zdrowiu.
Pani Ewa często spotyka się ze wstrząsającymi przejawami przemocy wobec kotów jak dolewanie chloru do ich pokarmu, wylewanie trujących i żrących substancji tam gdzie przebywają, zamurowywanie żywcem w piwnicach, dotkliwe pobicia, wymyślne torturowanie. Czasem jedyną pomocą, jaką jest w stanie zaoferować znalezionemu zwierzęciu jest eutanazja. Mówi, że najgorsze jest, gdy nie da się już nic zrobić, gdy znajduje ciała.
„Kocham moje domowe koty, o te na dworze nadal walczę” z administracjami osiedli bezinteresownie sabotującymi opiekę nad nimi, z ludźmi znajdującymi przyjemność w zadawaniu cierpienia, z pogardą i znieczulicą.
SERDECZNIE DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM DARCZYŃCOM I ORGANIZATOROM ZBIÓRKI! Dzięki Wam udało się zebrać wiele kilogramów suchego i mokrego jedzonka dla zwierząt, piękne kocyki i legowiska. PANI EWA BYŁA BARDZO WZRUSZONA I PROSIŁA SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ WSZYSTKIM, DZIĘKI, KTÓRYM TO SIĘ UDAŁO. Każde wsparcie przekazane osobom pomagającym zwierzętom jest na wagę złota, umożliwia ratowanie zwierząt całkowicie zależnych od nas. Niestety nadal nie brakuje tych potrzebujących natychmiastowej pomocy, porzucanych, zaniedbywanych, maltretowanych. Nadal wiele osób „rozmnaża bezdomność”, nie licząc się z konsekwencjami dla innych, doprowadzając do narodzin kolejnych szczeniąt i kociąt w świecie gdzie wiele psów i kotów nie ma szans na dom. Opieka nad nimi spada na barki wolontariuszek i wolontariuszy. Jeśli chodzi o koty miejskie zajmują się nimi często ludzie starsi, codziennie wieczorami przemierzający ulice, ogródki działkowe, ciągnąc wózeczki z kocią karmą i miseczkami.
Polepszenie sytuacji zwierząt jest możliwe, razem możemy tego dokonać. Bardzo dziękuję za wsparcie!
Patrycja Wernikowska